top of page

Czy DAN - SHA - RI to tworzenie ideologii, wokół zwykłego sprzątania?

  • Nasz.Book.Jedyny
  • 30 sie 2017
  • 5 minut(y) czytania

Moje nieświadome praktykowanie danshari od zawsze było określane mianem rozrzutności, poprzez bliskie mi osoby. Bo przecież wszystko się przyda,

bo ubrania jeszcze nie są stare (i mogą posłużyć przez kolejnych 20 lat... OMG!), bo dopiero co kupiłaś jeden kubek to po co Ci kolejny! Gazeta raz przeczytana, też może się przydać! Mogłabym tak jeszcze długo wymieniać. Z jedną kwestią zgadzam się bezdyskusyjnie - sprzątanie, a konkretnie wyrzucanie zalegających szpargałów zawsze działało na mnie oczyszczająco. No może nie od zawsze ale od momentu, kiedy bardzo świadomie chciałam pozbyć się jakichś wspomnień, zapomnieć o jakiejś sytuacji. Lubię patrzeć na pudełka, książki i inne przedmioty ułożone niemal pod linijkę i dopóki nie posprzątam swojej przestrzeni nie mogę ruszyć z żadnym działaniem. Ale tutaj podejrzewam głównie swoją nerwicę natręctw, jako przyczynę takiego poczucia ;)

Ale czym jest samo danshari? Według autorki Hideko Yamashita są trzy etapy do oczyszczenia serca i umysłu.

"Dan czyli ODMOWA; to powiedzieć "nie" kolejnym, nowym a bezużytecznym rzeczom, które chcą stać się częścią naszego życia; Sha to WYRZUCANIE czyli pozbywanie się przedmiotów, które przepełniają naszą przestrzeń; Ri czyli WOLNOŚĆ, oznacza rezygnacje z przywiązania

do rzeczy. Ten stan lekkości i wolności uzyskuje się dzięki powtarzaniu Dan i Sha, prowadzi on do odnalezienia naszego prawdziwego i głębokiego ja. W ten sposób zmiana dokonana w świecie widzialnym prowadzi do głębokiej zmiany w świecie niewidzialnym, samozapoznania i zrozumienia, kim jesteśmy i kim chcemy być."

Obecnie, od momentu przeprowadzki siedzę praktycznie jak... na śmietniku (tak mniej, więcej od czerwca tego roku). W książce taki stan porównywany jest do zbiornika z wodą, w którym pływa ryba. Z jednej strony zbiornika wszystko wpływa, a z jego drugiej strony brak ujścia powoduje, że wszystkie śmieci opływają, ową rybę. Napiszę wprost - chodzi o takie szambo, którego nikt nie opróżnia. Aczkolwiek w poradniku zostało to bardzo delikatnie ujęte. Moich spraw nie ułatwia dziecko, które wszystko rozrzuca i Pan fachowiec, u którego nie mogę się doprosić projektu oraz wyceny (liczyłam również na szybką realizację) nowych mebli, na które czekam. Tak, tak, wciąż nie mogę ruszyć z remontem pokoju i sobie pływam we własnym szambie. Brzmi jak wymówka? No niestety. Tym razem tak wyglądają realia. Dziecko dopiero uczę sprzątania a dla Pana "fachowca" widocznie, nie jestem wystarczająco atrakcyjnym finansowo klientem. I sobie tkwię, zablokowana fizycznie i psychicznie niezdolna do działań... Prawda jest również taka, że każde społeczeństwo dzieli się przynajmniej na trzy (według mnie!) grupy, względem czystości. Na brudasów i fleje, na czyste lenie i na pedantów. Z osobistych obserwacji wśród rodziny, znajomych i tych przypadkowych ludzi, wyłuskałam właśnie taki przekrój. Sama znajduję się między tym drugim a trzecim i mam tego świadomość. Na miano brudasa nie załapałam się, zupełnie świadomie i w dużej mierze dzięki mamie, która z kolei nie może przeżyć bez sprzątania (za to jestem jej wdzięczna, tytlko tutaj też jest pewne "ale"...) Co ciekawe, to sprzątanie mojej mamy nawet nie otarło się o dan - sha - ri. Dlaczego? Ano dlatego, że tutaj wcale nie chodzi o przetarcie kurzy, wypranie i wyprasowanie ubrań czy umycie podłogi co trzeci dzień.

Cały myk i filozofia opisywanego danshari, polega na naprawie swojego myślenia :) Na zbudowaniu swojej wartości, którą każdy psycholog czy też dobry obserwator potrafi ocenić na podstawie tego jakie tworzymy wokół siebie otoczenie.

"Danshari można zdefiniować w następujący sposób: jest to technika postępowania, w ramach której dokonuje się selekcji przedmiotów, co pozwala nie tylko na lepsze poznanie siebie lecz także umożliwia zapanowanie zarówno nad zewnętrznym, jak i wewnętrznym nieładem." (...) Danshari polega raczej na wydobywaniu głęboko ukrytego ja, niż na samym porządkowaniu."

W każdym rozdziale książki zastosowanych jest wiele porównań do tego, co każdy z nas praktykuje. Przechowywanie czy nawet "chomikowanie" rzeczy jest powszechne niemal wszędzie tam, gdzie jest ich nadmierna produkcja. To co do mnie trafiło, to uświadomienie, że ciągłe chowanie tych "najlepszych filiżanek" jest faktycznie bez sensu. Niby to wiem i czekam na lepszy moment, żeby móc je wyciągnąć, ale kiedy w końcu będzie ten lepszy moment?? Przykładem przechowywanej w nadmiarze "pościeli dla gości" jest również moja mama ;)) Ta nieużywana pościel leży pięknie złożona w szafie od wielu lat...

Wpadamy również w pułapki wyprzedaży i tak naprawdę nasze oszczędne kupowanie w 90% jest błędnym kołem. Co za tym idzie? Gromadzimy, gromadzimy i jeszcze raz... gromadzimy. Kilka lat temu w naszej tv pojawił się program, "Perfekcyjna Pani domu", którego twarzą była kompletna porażka, czyli Pani Rozenek (tak dopasowana do roli, sprzątającej Pani Domu jak przysłowiowe "złote siodło do świni"). Pomijam już fakty, że ani Pani Rozenek porządkowania i zwykłego kucharzenia palcem nie tyka i to, że pokazywana rezydencja była oczywiście wynajęta

na potrzeby programu... Dojdźmy jednak do tych mieszkań i domów osób, które brały udział w tym całym, nieco prześmiewczym programie.

Można było zobaczyć w jakiej epoce, niektórzy się zatrzymali w kwestii odświeżania mieszkań czy zakupionych mebli. A przede wszystkim ten, kompromitujący, obrzydliwy bałagan. To nie było na poziomie - "wracam po 12h z pracy, zrobię pranie jutro, muszę ugotować obiad, bo dzieciaki głodne, spodnie przewieszę przez krzesło, dywan i wszystko inne odkurzę jak zawsze w sobotę..."

To "coś" w większości domów uczestników, było "Sodomą i Gommorą". Pleśń w zawalonym zlewie, kubki na stołach przyklejone na wieczny sok/herbatę/etc. Śmieci obok koszy, nie wynoszone przez dwa tygodnie, a między nimi zabawki dzieci. O łazienkach wolę nie pamiętać... To już nie były ustawki pod program. Ludzie naprawdę żyją w takim syfie. Daleko zresztą sięgać po rodzinie niestety nie muszę :/ Ale czy ludziom dobrze tak się żyje? To zawsze będzie odpowiedź indywidualna. Tak jak fakt, że niektórzy bardzo przywiązują się do rzeczy i ani im się nie śni, żeby cokolwiek usunąć. Ubrania z czasów młodości, które nadgryzane czasem i robakami mają za zadanie przypominać, że kiedyś było się młodym. Prawdą jest również spostrzeżenie, że największe brudasy tego świata, nie szanują samych siebie, więc w sumie po co mieliby szanować wszystko co ich otacza... Kompleksy i zaniżone poczucie własnego ja, wychodzą na wierzch z porozrzucaną, brudną bielizną, wywaloną i nieświeżą pościelą czy walającymi się po kątach puszkami i butelkami (nie tylko po alkoholu) i resztkami jedzenia. Książka "Dan - sha - ri" ma w zasadzie podłoże psychologiczne a sprzątanie jest tutaj tylko argumentem. Uważam, ze to jest dobre podejście, ale nie sprawdzi się w każdym przypadku. Jedni podejdą do tego praktycznie, i pomyślą o tym co rzeczywiście jest przez nich wykorzystywane (podobno 20% rzeczy jest przez nas użytkowanych a pozostałe 80%, leży "odłogiem). Inni zbuntują się dla zasady. Ja nadal tkwię w przekonaniu, że jeśli porządek

a tym samym szacunek nie został nam wpojony (głównie przez rodziców/opiekunów, już od najmłodszych lat), to nigdy tego nie zrozumiemy. Czy książka Hideko Yamashita może Wam w czymś pomóc? Warto, żebyście przekonali sie o tym sami ;) Dziękuję za egzemplarz recenzencki Wydawnictwu Literackiemu :)

Comments


bottom of page