3 książki, których nigdy nie przeczytam...
- Nasz.Book.Jedyny
- 29 gru 2017
- 3 minut(y) czytania
No dobra, przesadziłam. Życie już mnie nauczyło, żeby nigdy nie mówić "nigdy", bo później chowam głowę w piasek ze wstydu i pokornieję jak to, głupie cielę. Gdybym znalazła się na bezludnej, z jedną książką niżej wymienioną, to z pewnością stałaby się moim najlepszym przyjacielem, niczym piłka dla Toma Hanksa w rewelacyjnym i kultowym już, filmie "Cast Away". W takim razie, powinnam zmienić nagłówek treści na: "3 książki, których nie znajdziecie u mnie, na półce...", ale przecież to już nie brzmi, tak zaczepnie ;)

Wracając... Są takie książki, które omijam naprawdę szerokim łukiem. Powodów może być kilka, a może to być ot tak, "dla zasady" i zwykłego "nie, bo nie". Gdy tak nad tym rozmyślałam, znalazło się ich w sumie niewiele, ale zawsze można się do czegoś przyczepić. Czołowe miejsce zajmuje seria, którą widziałam praktycznie u 90% użytkowników bookstagrama i, która nadal atakuje z co drugiej lodówki ;) W związku z tym, na prowadzeniu jest... 1. HARRY POTTER Tak jak moja siostra przeczytała całą serię, tak ja nie przebrnęłam nawet przez jedną stronę. Na początku, kiedy zaczęło się szaleństwo i "Szary Portfel" pojawił się na piedestale uznałam, że nie chcę tego czytać, bo za dziecinne, bo nie moje klimaty, bo coś tam... No i właśnie dlatego, że czytają to "WSZYSCY". Na dzień dzisiejszy zwyczajnie szkoda mi czasu, na przygody tegoż młodzieńca ;) i czytam inne, równie
dobre młodzieżówki, które nie mają tak dobrej promocji. Nie będę się rozpisywała w tym miejscu, bo albo to chce się przeczytać i mieć, albo nie. Ja gratuluję popularności i tego, ciągłego trzymania poziomu - oczywiście do czasu, nadejścia nowej serii. Fanką HP nie mniej jednak się nie stanę. 2. REMIGIUSZ MRÓZ Fajnie, że na Polskich półkach, gości rodzimy pisarz. Zdecydowanie bardziej popieram to, niż uwielbienie do Pana Greya (tak, przyznaję przeczytałam wszystkie Jego cienie... a może, niekoniecznie?!), który jest innym gatunkiem, ale równie chętnie czytanym przez kobiety. Nie sięgnę po Jego książki, przede wszystkim przez ten fejm, który też jest dobrze nakręcony... Moja opinia na temat, masowej produkcji Pana Remigiusza i tak nie zrobi nikomu różnicy. Tutaj przyznaję się, że jest to trochę wspomniana zasada "nie, bo nie". Pan Remigiusz i tak ma ogromną publikę i jeszcze lepszy marketing, więc wolę sięgnąć po coś mniej nagłośnionego ;) 3. KSIĄŻKI CELEBRYTÓW/BLOGERÓW Zastanawiam się, czy ta kategoria nie powinna znaleźć się na pierwszym miejscu... Ostatnio, przypadkiem w dyskoncie spożywczym przewinęła mi się przez ręce "książka" Pani Dżoanny Krupy... O psach. Pieseczkach. Piesełach. No powiedzmy, że Pani Joasia ma przypisany jakiś szczytny cel, bo namawia ludzi do zabierania psów ze schroniska. Rzekomo pieniądze ze sprzedaży książki, też mają trafić na wsparcie jednego z nich... Ale nie oszukujmy się :) To jest kolejna modelka od wszystkiego, tak jak Pani Perfekcyjna... Nie wiem jak Wy, ale ja nie dałam się czemuś, takiemu kupić. Takich książek nie wzięłabym nawet za darmo (a widziałam w secondhand za całe 1zł!). Poważnie. Takiej "literatury" nie uznaję i w sumie czuję, że bluźnię określając to mianem "literatury". Równie śmieszną komercją jest dla mnie wydana książka, jednej Pani Doktor, która opisywała swoje życie sprzed małżeństwa i "tak dalej". Przyglądałam się jej profilowi na IG i przykro mi to stwierdzać, ale poziom Jej pisania był wystarczająco żenujący. Pomijam również fakt, że nie można publicznie wyrażać innej opinii na jej poglądy, bo wtedy cały sztab "adwokatów" zeżre i zbeszta człowieka jak byle g...o. Nie uraczę tej Pani szlachetnym mianem pisarza, bo tak jak nie każdy czytający to inteligent, tak nie każdy, kto wydał swoje bazgroły staje się pisarzem... Nie przełknę takich bzdur i nikogo za to przepraszać nie będę. W zasadzie ta Pani blogerka/instagramerka/lekarka wydała książkę dzięki mężowi, który szybko założył i zarejestrował "ichniejsze" wydawnictwo... Aż się człowiek zastanawia, które wydawnictwo przełknęłoby "taką książkę" :) To są serie dla polepszenia rankingów, w pozycjonowaniu takich właśnie, popularnych ludzi z "szołbiznesu". Ich twarze mają przyciągać i spowodować zwyczajnie zakup. Jak dla mnie - one nic nie wnoszą, a tylko zabierają miejsce prawdziwie utalentowanym pisarzom. Chyba, że celebryci dopłacają za wydanie ich książki na rynek, to wiadomo o co chodzi (sic! znowu o pieniądze!). No ale to już wybory wydawnictw - widocznie, takie "śmieciowe" pozycje też im bardzo dobrze robią ;) Jednak UWAGA! Jest jeden tytuł blogerki parentingowej, który chciałabym przeczytać, bo uważam autorkę za kobietę szalenie inteligentną i niezwykle pozytywną :D I mam tu konkretnie na myśli książkę Michaliny Grzesiak pt.:"Krystyno, nie denerwuj matki" - dla niej zrobię wyjątek od reguły i mam nadzieję, że zdołam tutaj wyrazić swoją opinię.
Comments