top of page

Szybki horror Mastertona na dobranoc - "Dom kości"

  • Nasz.Book.Jedyny
  • 24 kwi 2017
  • 4 minut(y) czytania

Znany większości czytelnikom Graham Masterton, pojawił się po raz pierwszy w naszych rękach z polecenia bookstagramowiczki. Szukaliśmy kolejnych, naprawdę dobrych horrorów, thrillerów, które przebiłyby Kinga. Dla nas póki co najlepszego pisarza, w tych kategoriach. Czy Masterton nas urzekł? Być może ilością napisanych powieści, tak ale niekoniecznie jakością tej pierwszej dla nas ;) Ale, żeby nie było - nie oceniamy mistrza po jednej powieści. Póki co oceniamy "Dom kości", który czyta się błyskawicznie. Zasługą są tutaj liczne dialogi, i to akurat przemawia na korzyść autora. King z kolei, za bardzo rozwodzi się nad opisami otoczenia co czasami, też bywa na plus.Zależy w jakich godzinach i przy jakim stopniu zmęczenia czytamy Jego książki ;) No ale powracając... Cała akcja rozgrywa się w Anglii. W krótkim, okładkowym streszczeniu główny bohater - John, jest opisany jako chłopak chcący zrobić karierę muzyka rockowego. W samej powieści ten wątek jest niewielki. W zasadzie jest to tylko taka, jakby "wzmianka" i nic poza tym, w tym temacie już się nie dzieje chociaż spodziewaliśmy się większego "gruntu pod nogami bohatera głównego" ;) John podejmuje pracę w agencji nieruchomości , żeby dorobić sobie po zakończonej maturze. O czym również można przeczytać na okładkowym streszczeniu. Jakby nie spojrzeć, było to Jego słuszne podejście ze względu na trudną sytuację w domu (matka po wylewie, ojciec pracujący jako taksówkarz, siostra zakochana, wiecznie nieobecna w domu) i chęć osiągnięcia muzycznego celu. Właścicielem agencji jest Pan Vane, który jest jedną, wielką tajemnicą, i o którym dowiadujemy się nieco później. Ale tak naprawdę już tutaj, w samej pracy Johna, akcja nabiera rozpędu przez co odnieśliśmy wrażenie, że książkę przeczytaliśmy w pięć minut. Być może takie odczucie wzięło się również z tego, że styl pisania Grahama nie wymaga ciężkiego myślenia i jest zwyczajnie prosty (ale nie prostacki!). Powieść tak naprawdę trochę nas rozbawiła zamiast przestraszyć ;) Odczuliśmy pewne niedociągnięcia w przypadku postaci rzeźby i jej pościgów za Johnem i Lucy. A kim jest ta postać, kim jest Lucy? No już śpieszymy wyjaśnić... John pierwszego dnia w pracy poznaje swojego przełożonego Pana Cleat'a, który to z kolei przedstawia go pozostałym pracownikom. Liamowi, Courtneyowi i Lucy. Standardowo i my zapoznajemy się z tymi postaciami i ich pracą w agencji. Podczas ich nieobecności do firmy wpada Pan Roberts, który otrzymuje klucze do zakazanej posiadłości. Nikt nie wspomniał chłopakowi, że istnieje lista domów Pana Vane'a, do których nikt poza nim, nie ma prawa wstępu. Wszystkie klucze znajdowały się w gabinecie, w biurku Pana Vane'a. Nierozgarnięty młodzieniec dał jeden z nich, stałemu klientowi, który to z kolei wpadł z wizytą do ich biura, podczas wspomnianej nieobecności wszystkich pozostałych. No i w tym miejscu mamy dalszy rozwój akcji - poznany klient ginie, o czym John dowiaduje się przypadkowo z wieczornych wiadomości w tv. Informuje o tym Liama, z którym postanawia zakraść się do domu, poprzednio odwiedzonym przez zaginionego Pana Robertsa. Na miejscu zaczynają dziać się dziwne rzeczy. Końcem, końców Liam zostaje wciągnięty w ścianę a John ucieka stamtąd ze znalezionym pierścieniem Pana Robertsa. Następnie John opowiada o tym Lucy i cała akcja jeszcze bardziej przybiera na prędkości. Obydwoje są ścigani przez wspomnianą postać rzeźby, którą odkryli w tym samym domu. A wrócili tam, żeby sprawdzić czy to co się stało, wydarzyło się naprawdę. Nieco wcześniej poznajemy też postać Pana Vane'a, który ostrzegł Johna przed wydawaniem kluczy do Jego "zakazanych" nieruchomości i wtrącaniem się w nie swoje sprawy. Oczywiście chłopak nie posłuchał i w konsekwencji tego znalazł się z Lucy w takiej a nie innej sytuacji. Czytając dalej, dochodzimy do momentu, gdzie rzeźba ściga wspomnianą dwójkę, której ostatecznie udaje się uciec do wuja Lucy. I tutaj jest to co nas zastanawia - rzeźba porusza się szybko i wszędzie jest z prędkością światła, może przenikać przez ściany, a mimo to potrafili ją zgubić. Kolejny lekki absurd powieści to to, że wuj Robert pomógł im rozwikłać zagadkę, którą John chciał koniecznie rozwiązać. I w tym punkcie dowiadujemy się o istnieniu i historii druidów (tak, przyznajemy się - nie wiedzieliśmy o takich postaciach i nie słyszeliśmy o nich nawet na lekcjach historii sztuki) a wuj Robert okazuje się idealnym człowiekiem, w idealnym miejscu ;) Młodzi dowiadują się, że zakazane nieruchomości stoją w jednej linii z mającymi po trzy tysiące lat pomnikami historii. Linia ley okazuje się przyczyną wszystkich nieszczęść bowiem, była to linia życia duchów druidów, którzy czerpali swoje moje z pożeranych ludzi. Pisząc delikatniej - wszyscy mieszkańcy zakazanych domów, byli przez setki lat wciągani w ściany przez duchy, tychże staroceltyckich kapłanów. W ten sposób Pan Vane spłacał swoją nieśmiertelność. A tytułowy dom kości wziął się właśnie stąd - z wciąganych przez ściany ludzi. Ich kości były widoczne dopiero przy rozbiórkach domów, a w zasadzie przypadkowej rozbiórce jednego z domów, od którego zaczyna się cała powieść.

Generalnie można byłoby się rozpisać jeszcze więcej i bardziej mimo, że powieść jest tak naprawdę skromna. Jednak chcielibyśmy dobić do podsumowania, które nie do końca wiemy jak ocenić. Z jednej strony doceniamy kunszt pisarski autora, który jest na rynku naprawdę sporo lat i potrafi pisać według starej, dobrej szkoły. Natomiast ta druga strona, czyli sam wątek i treść okazały się naprawdę "szybkie" i lekkie. Tak naprawdę liczyliśmy na coś mocnego, czego tutaj nie odnaleźliśmy. Damy jednak szansę i sobie i Grahamowi Mastertonowi w jakiejś jego, innej książce :)

Comments


bottom of page